Z każdym kolejnym rokiem dominacji Facebooka i Twittera coraz bardziej wątpimy w powstanie kolejnego popularnego social network (SN). Hype na Ello trwał całe dwa dni. Bo co nowego można wymyślić w kwestii SN? Twórcy Plague wymyślili. Coś genialnego w swej prostocie.
W każdym serwisie typu social network poważny problem na początku stanowi… brak network. Użytkownik musi budować go od zera, zapraszać znajomych itd. Plague działa inaczej – network stanowią wszyscy użytkownicy aplikacji z całego świata. Od razu dostajesz od nich wiadomości. I możesz puszczać je dalej (spread) lub zatrzymać (skip).
Już nazwa aplikacji wskazuje, że centralną funkcją Plague jest wirusowe rozprzestrzenianie treści. W przeciwieństwie jednak do najpopularniejszych social networków, tutaj nie możesz zbudować grupy followersów/znajomych. Nie liczy się czy jesteś kimś znanym. Liczy się wyłącznie jakość treści. Za każdym razem.
Aplikacja wykorzystuje mechanizm swipe’owania znany z Tindera. Na raz widzisz tylko jedną kartę, z jednym wpisem. Swipe up – rozprzestrzeniasz wpis do 4 osób w okolicy (geolokalizacja). Swipe down – wpis zatrzymuje się na tobie (ale może ktoś inny puścił go dalej). Tuż po publikacji wpis trafia tylko do kilku osób. Jeśli żadna z nich nie zrobi spread – kaput, twój wirus umarł. Nie liczy się kto cię zna. OK, jeśli twoje wpisy są spreadowane, rośnie infection index, zwiększający grono każdorazowo zarażanych osób, ale nawet gdy urośnie to nadal zarażasz tylko kilka-kilkanaście osób wokół.
Każdy użytkownik ma dostęp do statystyk wpisów: ile osób je zobaczyło, skąd, ile procent tych osób puściło wpis dalej. To jednak jest troszkę niesamowite, gdy widzisz, że twoja pierwsza wiadomość na Plague trafiła do ponad 1700 osób z całego świata i co druga puściła ją dalej. Takiego zasięgu nigdy pewnie nie osiągnąłem ani na Facebooku, ani Twitterze, mimo że korzystam z nich od lat. A Plague dopiero wystartował.
Treści
Wpisy w Plague są różnorodne mniej więcej tak, jak internet 10 lat temu. Dałbym sobie nawet rękę uciąć, że widziałem tu obrazki sprzed dekady (BTW, a co jeśli w sieci jest już pokolenie, które nie zna tych obrazków i one teraz wrócą spreadowane przez te dzieciaki?).
Są też wpisy zaangażowane politycznie w stylu „natychmiast uwolnijcie dziennikarzy zamkniętych w tureckich więzieniach!” oraz zdjęcia/ciekawostki, co do których nie mam pewności, czy zostały wykonane przez użytkownika (należy się spread), czy to tylko copy/paste z innego serwisu (skip).
Społeczność
Mimo luźnej struktury społeczność Plague już zaczęła tworzyć swoją mikro-kulturę z inside jokes i zwyczajami takimi jak dowalanie USA, prezentowanie Belgii, jako najdziwniejszego kraju na świecie (wpisy „only in Belgium”), czy dyskusje o cudownej/przeklętej introwertyczności Finów.
Toczą się tu też śmiertelnie poważne dyskusje, które mogą zmienić bieg historii.
Tworzą się też namiastki reguł, np. użytkownicy krytykują publikowanie treści z innych serwisów (mimo to jednak tego typu wpisy nadal robią duże zasięgi).
Komu chciałoby się sprawdzać?
Jak to już wielokrotnie napisano w Plague, w tej aplikacji łatwo o trolling i dezinformację. Pojawia się tu dużo ciekawostek lub danych rzekomo opisujących jakieś zjawisko. Ale komu chciałoby się to weryfikować? W przypadku blogów przyjęło się, że wypada dodawać linki do źródeł, a jeśli nawet autor tego nie zrobił, to zwykle wystarczy otworzyć zakładkę w przeglądarce i szybko zgooglać, czy przypadkiem ktoś nie wciska nam bullshitu. Konstrukcja Plague (mobile + design) sprawia, że tutaj weryfikowanie informacji jest dużo trudniejsze. Wpisy są krótkie, autorzy rzadko dodają linki do źródeł, a ty jako dociekliwy czytelnik masz trudniej – musisz przejść do osobnej aplikacji-przeglądarki, wpisać co chcesz znaleźć, a następnie na mobile przebijać się przez wyniki wyszukiwania. Zapewne zrezygnujesz na samym początku i najwyżej przeskipujesz kartę. Ale pewnie znajdą się i tacy, którzy bez weryfikacji uwierzą w bullshit i puszczą go dalej.
Oddajcie mi moje filtry!
Nie spodziewałem się, że kiedyś zatęsknię za swoim filter bubble. 95% treści w Plague nie zasługuje na spread. Nie powstrzymało mnie to jednak przed spędzeniem łącznie paru godzin na swipe’owaniu kolejnych kart i dyskutowaniu pod wpisami, które przeskipowałem. Z jednej strony przeglądanie różnorodnych wpisów ludzi z całego świata wciąga, a z drugiej uświadamiasz sobie, że poświęciłeś kilkadziesiąt minut na przeglądanie głównie bezwartościowych treści. I po co?
Za mało mam wolnego czasu, aby go marnować. W sieci, w tym na Facebooku i Twitterze, szukam treści, które mnie interesują. Pod tym kątem, mniej lub bardziej świadomie, skonfigurowałem swoje „filtry”, czyli znajomych w social media, kanały RSS w Feedly, skróty w przeglądarce. Mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać po śledzonych osobach i odwiedzanych serwisach. Plague jest randomowy. Nie spędzam czasu w serwisach typu 9gag czy kwejk, mam gdzieś mądre cytaty a’la Coelho, nie wdaję się w dyskusje w stylu „czy zwykli Rosjanie odpowiadają za działania swojego rządu?” (tak) lub „czy edukacja powinna być darmowa?” (tak). Szkoda mi na to czasu, więc ich unikam, przebywam w innych miejscach w sieci. W Plague jestem zasypywany takimi treściami i to ja muszę wkładać wysiłek w selekcję. Nie mogę tutaj zabrać ze sobą ani wytworzyć swoich filtrów, jestem narażony na internety w całej swojej różnorodności.
Zaraza będzie mutować
Obecnie wpisy publikowane w Plague docierają do ludzi z drugiego końca świata. Spodziewam się, że wraz ze wzrostem liczby użytkowników, aplikacja stanie się bardziej lokalna. Np. mój wpis wrzucony na Mokotowie najpierw trafi do ludzi z dzielnicy, potem z Warszawy, a dopiero potem będzie miał szansę trafić za granicę. I to jest spoko, bo Plague może stać się świetnym narzędziem komunikacji lokalnej. Już teraz jednak niektórzy użytkownicy obawiają się, że aplikacja utraci swój wyjątkowy, prowokujący międzykulturowe dyskusje, charakter.
Trafiają się tu użytkownicy postulujący naiwnie „sprawmy, aby Plague pozostał przestrzenią mądrych i otwartych ludzi, którzy dyskutują ze sobą na poziomie”. Ileż już takich social networków miało być! Każdy kończył tak samo – albo umierał, albo stawał się popularny i wlewał się do niego mainstream. Tak samo będzie z Plague. A wówczas mój współczynnik skip/spread spadnie zapewne do 1/100. Chyba, że twórcy opracują algorytm, który jednak wytworzy nam jakieś bańki.